wtorek, 28 lipca 2009

...

no i jesteśmy w domu.
szara rzeczywistość.
zimno, szaro, smutno.


wszystko wygląda nie tak, jakbym chciała.
wszędzie pozostawiony bałagan, wszystko się lepi od kłamstw...

zaryzykowałam. zaufałam. i straciłam.
nie było warto. nie miało sensu.

mam doła, więc nie wiem, czy pisanie dzisiaj ma jakikolwiek sens.

piątek, 24 lipca 2009

blue fun

przed południe spędziliśmy na basenie o wdzięcznej nazwie blue fun. super zabawa. dzieciaki szalały, a ja nie nadążałam robić zdjęć. cały ten ośrodek mieści się wysoko w górach. wrażenie fantastyczne.

Gruby odważył się też na ogromną ślizgawkę. twierdzi, że klocek wypadł mu gdzieś w locie :D


później zwiedzaliśmy Cagliari. to znaczy łaziliśmy po sklepach!!!



poszliśmy obowiązkowo na kawę,



a na koniec uczciliśmy wyjście pizzą



oczywiście jak zawsze pyszną.

poniedziałek, 20 lipca 2009

moja foczka

na wyraźną prośbę Michała zamieszczam ten film, ukazujący prawdziwe oblicze mojego męża. Boże!!! on mnie zabije, jak zobaczy, że wkleiłam ten filmik.

tańce sardyńskie

śpiew w dialekcie sardyńskim

a tu jeszcze krótki filmik, jeszcze z San Sperate. śpiew tutejszych chłopów w sardyńskim dialekcie. na mnie zrobiło to ogromne wrażenie. śpiewali super.
a dziś byliśmy na plaży, leniuchowaliśmy na słońcu, więc zdjęć nie będzie.

niedziela, 19 lipca 2009

święto brzoskwini

święto brzoskwini odbyło się wczoraj, w San Sperate. to kolejna włoska wiocha. zwiedziliśmy ją bardzo szybko, bo jest niewielka, ale na prawdę bardzo urokliwa. na murach malowidła ścienne, wszędzie bardzo kolorowo, malowniczo. i oczywiście masa życzliwych ludzi. wróciliśmy do domu bardzo późno załadowani cali skrzynkami pełnymi owoców.

od zaprzyjaźnionych włochów dostaliśmy żółwia. na szczęście i dobrobyt. tu na zdjęciu właściciel hodowli opowiada mi, jak zabezpiecza na noc zwierzęta, żeby szczury ich nie zjadły.

no i niech mi ktoś powie, że nie jestem w niego wpatrzona :D

sobota, 18 lipca 2009

Barumini

Barumini, to wieś w której jakieś pięćdziesiąt lat temu odkryto ruiny miasta. zbudowane z kamienia, bez użycia zaprawy, zwane "nuraghi". powstały w 2 połowie II tyś. p.n.e. rąbią wrażenie. zwiedziliśmy wszystkie zakamarki, choć ja nie jestem zwolenniczką wchodzenia tam, gdzie jest mało miejsca, ciemno, duszno albo po prost się nie mieszczę. byli niestety tacy, którym sprzeciwić się nie można było.

no a po zwiedzaniu ruin, poszliśmy do pobliskiego baru, oceniać pracę baristy. degustowaliśmy więc kawę, a dzieci lody. no cóż, mamy w Art Caffe na prawdę dobrą kawę!

zaległości






przepraszam. chwycił mnie ostatnio mały dół, taki co to funkcjonujesz, ale do pewnych czynności nie masz serca. tak było z blogiem. ale chyba już mi przeszło. mam nadzieję, że nadrobię chociaż trochę tego czasu.
po pierwsze, niezmiennie gramy w tysiączka. nie ma to jak stare przyzwyczajenia :) a na zdjęciu obok mój Gruby się lansuje, czyli właściwie, na prawdę nic nowego ;D



zamieszczam tu również zdjęcia dziwnych gatunków zwierząt, jakie udało nam się spotkać na wyspie. flamingi, jest ich tu pełno i są na prawdę piękne. i potwory morskie. tych jest stosunkowo niewiele, dlatego tym bardziej się cieszą, że udało mi się go sfotografować. nawet się zaprzyjaźniliśmy i od tej chwili ja również mogę powiedzieć, że mam swoją osobistą foczkę ;)

wtorek, 14 lipca 2009

czarne chmury

no więc wyobraźcie sobie, że tu też może zabraknąć pogody. wstaliśmy rano o 8.45. (nawet nie myślałam, że kiedykolwiek o tej godzinie będę mówiła, że jest poranna :D)
Hanka w robocie, na niebie piękne słońce, szybkie śniadanie i wyjazd na piękną plażę. no i w drodze nasze plany poszły w tzw. las. niebo całe zaciągnęło się chmurami. może przesadziłam, że były czarne, ale na opalanie nie było szans. wymyśliliśmy więc szybko, że zwiedzimy ruiny miasta Nora. tak więc dzisiaj spędziliśmy dzień w Norze :D. była śmieszna przewodniczka, która bardzo szybko mówiła i jestem z siebie podwójnie dumna, bo prawie wszystko przetłumaczyłam Grubemu. dzieci natomiast były potwornie znudzone.
po zwiedzaniu poszliśmy na plażę. chmury oczywiście nie zniknęły, ale temperatura przekraczała 30 'C, tak więc dzieciaki spędziły dzień w morzu.
teraz jest 20.00, nie ma czym oddychać, bo temperatura nadal przekracza 30'C, a do tego straszna wilgotność w powietrzu. szykujemy więc kolację, a później oddamy się takim przyjemnością jak karty, wódeczka i słodycze ;P

poniedziałek, 13 lipca 2009

Cagliari

o 6.00 rano Gruby poszedł zobaczyć wschód słońca.




a dziś pojechaliśmy pooglądać miasto. oczywiście nikogo nie zdziwi, jeśli napiszę, że nasze zwiedzanie ograniczyło się do kawiarni. Gruby próbował, smakował, podglądał...
trafiliśmy też do miejsca, w którym pija kawę moja Hania. przedstawiła nam właściciela - Giancarlo.
Gośka, jaki facet... umówiliśmy się wieczorową porą, i Gruby będzie mógł poeksperymentować z kawą. już cieszy się jak dziecko, a ja ładuję baterię do aparatu, żeby móc porobić zdjęcia.



a tu Cagliari z okna samochodu. :D








niedziela, 12 lipca 2009

błogie lenistwo


śpię, piję, opalam się...
nic nierobienie może być bardzo przyjemne. zobaczymy jak długo wytrzymam. brakuje mi trochę kawiarni, zgiełku, ludzi...

dziś leżeliśmy na plaży. ha, ha opaliłam się.
dzieciaki pływają jak ryby, Gruby też w swoim żywiole.
a faceci są fantastyczni, można oszaleć. ciacha do schrupania.
że też ja taka wierna jestem...



a to te słynne, soczyste brzoskwinie :p

sobota, 11 lipca 2009

szczęśliwi w Cagliari :)

żyjemy.
cali i zdrowi dolecieliśmy na miejsce arbuzem. podróż była wyczerpująca. na miejscu byliśmy o 1.00 w nocy. podobno wyglądałam jak po bitwie, ale poniekąd taką stoczyłam ze swoim strachem do latania. a boję się panicznie. nie będę tego opisywać, ważne że przeżyłam, a ze śmieszniejszych historii opiszę tą, która spotkała nas na Okęciu.
na taśmę na której oglądają zawartość bagażu podręcznego wykładamy torbę, moją na ramię, Gruby wyciąga zawartość kieszeni, przechodzimy przez bramkę. najpierw dzieci. Matylda, Tymon,wszystko jest ok. przechodzi Gruby, zaczyna pikać. strażniczka prosi, żeby sprawdził kieszenie i przeszedł raz jeszcze. znowu pika. polecenie - "proszę stanąć z boku w rozkroku" :D następnie jedzie moja torebeczka i przechodzę przez bramkę. pika. ta sama procedura. mnie i Grubego obmacuje strażniczka. Tyśka jak zwykle tryska dowcipem. "mamo, wydawało mi się, że takie rzeczy możesz robić tylko Ty".
a moja torebeczka wyjeżdża na taśmie, podchodzi do mnie strażnik i prosi o wypakowanie torby, dodając "chyba ma w niej pani coś, czego nie powinna mieć". jestem trochę zaskoczona, ale pewna tego, że wszystko jest ok, wyciągam po kolei dokumenty, portfel, bilety... i mój śliczny skórzany notesik. strażnik pokazuje na niego palcem dodając "o! o to właśnie chodzi". notesik. mam w nim pełno dokumentów, papierków, wizytówek, jakieś zdjęcia, pełno karteczek i ... ogromny, gruby i bardzo ostry pilnik do biżuterii!
nie muszę chyba pisać, że jestem zaskoczona faktem, że on tam jest. byłam pewna, że zostawiłam go na dole w pracowni. pan zadaje mi pytanie, "co pani tym piłuje?" opowiadam więc w skrócie, że robię biżuterię srebrną. Gruby dodaje, "proszę pana, dobrze, że to tylko pilnik. żeby pan wiedział, co ona potrafi nosić w torebce... :D"
przechodzimy dalej, wszystko przebiega ok.

a tu? wszystko wygląda inaczej. pachnie inaczej, smakuje inaczej. jest pięknie. temperatura o godzinie 18.00 w cieniu wynosiła 31'C. bajecznie.
na śniadanie jemy pyszne, soczyste brzoskwinie, prosto z drzewa. a jak smakują z czerwonym winem...
seks też smakuje inaczej, piasek, ciepło, szum wody... ale nie będę o tym pisała, żeby nie oburzyć tych cnotliwych i nudnych. opowiem Wam o tym jak wrócę w moim "klubie wzajemnej adoracji".
ale ze mnie "kąśliwa i sycząca żmija". chyba klimat mi służy :D

brakuje mi Was. na prawdę. i tęsknię.

czwartek, 9 lipca 2009

arbuz :D

Mareczku, sto lat, sto lat!!!
z okazji Twojego święta, życzymy Ci spełnienia wszystkich marzeń, radości, miłości, dużo pieniędzy i jeszcze więcej zdrowia!!!
a tort urodzinowy zjemy, po Twoim całkowitym powrocie do zdrowia.

dziś jesteśmy ostatni dzień w pracy, rano wyjeżdżamy na wakacje :D art caffe będzie zamknięte aż do 31. 07. wielkie otwarcie nastąpi 1.08. serdecznie zapraszamy. hokus pokus będzie działało niezmiennie, od wtorku do niedzieli, tylko nas nie będzie. bardzo się denerwuję zostawiając to wszystko bez mojej opieki, ale uczę się cały czas dystansować. wierzę mocno, że chłopaki poradzą sobie bez Grubego. proszę Was gorąco o wyrozumiałość, cierpliwość i ciszę przy przechodzeniu przez podwórko. lokatorzy tylko czekają na moje potknięcie, głośne zachowanie, powód do zawiadomienia policji.
dziś zapraszam wszystkich na wielkie pożegnanie przed naszym wylotem. denerwuję się strasznie, bo lecimy airbus'em (arbuzem :D) dlatego chciałabym zobaczyć Was wszystkich dziś wieczorem (oby nie ostatni raz :))

a teraz trochę o wczorajszym wieczorze. byliście fantastyczni. dziękuję bardzo serdecznie wszystkim śpiewającym, w szczególności Sebastianowi (fryzjer Piotrkowska 85). zakochałam się w Twoim głosie. jesteś fantastyczny!!! i jeszcze raz przepraszam, że nie dosiadłam się przy obiedzie ;)
byli również inni śpiewający, np. czarnoskóry nieznajomy, który śpiewał "gangsta paradise", po prostu sam Coolio. zapraszamy częściej.
i dwaj muzycy, śpiewający na dwa głosy, którzy swój występ zakończyli mini koncertem na trąbce i saksofonie.
żałujcie wszyscy, którzy do nas nie przyszliście. było naprawdę fantastycznie.

środa, 8 lipca 2009

z motylkami w brzuchu...

no i szczęśliwie dotarliśmy do środka tygodnia. choć to dopiero środa, to wydarzyło się bardzo dużo różnych spraw. głównie z życia art caffe, ale ja nie rozgraniczam tych dwóch miejsc. jeśli komuś się to nie podoba to trudno. te dwa miejsca są ze sobą mocno powiązane. tak pozostanie. i to jest fajne :)
jedni się zakochują, ćwierkają z miłości, aż do mdłości :D, inni próbują przed całym światem udowodnić że są zakochani, dostarczając tym samym wiele radości innym, są też tacy, którzy bardzo by chcieli się zakochać, ale nie maja w kim :D jednym słowem, wszystko kręci się wokół uczuć. dochodzę do wniosku, że tylko w moim życiu nic się nie dzieje. jest strasznie nudne, od dwunastu lat ten sam partner, te same problemy, ale paradoksalnie chyba właśnie tego chcę. jestem z tą nudą bardzo szczęśliwa.

poza tym przypominam, że dziś jest dzień śpiewania. Maciuś już wczoraj robił przymiarki, dlatego mamy nadzieję, że dziś go nie zabraknie. czekamy na wszystkich zainteresowanych dobrą zabawą.

poniedziałek, 6 lipca 2009

ciocia dobra rada :D

kurcze!!! tyle mnie ominęło, taka akcja!!! zmęczenie wzięło górę. szkoda ;)
ale od początku. wstaliśmy w niedzielę po pięciu godzinach snu i pojechaliśmy po dzieci. spędziliśmy dzień pod hasłem "zakupy na wakacje". było super!!!

przyjechaliśmy do pracy lekko spóźnieni, ale szybko się uwinęliśmy z otwarciem. a po 21.00 zeszliśmy z Gośką do Hokus Pokus. Cisza była taka, że ta moja osobista histeryczka (czyt. Gruby) mało co nie dostała zawału.
"zobacz co się dzieje, Aga, nikt do nas nie przychodzi,
a jak już tak będzie zawsze?, o Boże!!
a my teraz na wakacje chcemy jechać!
kto tego przypilnuje?
o Boże, o Boże!!!"
przyjechał Michał, zrobiliśmy sobie po drinusiu. za Michałem weszli ludzie i to w dużej grupie. później następni i następni. Gruby odzyskał wiarę w powodzenie tego miejsca, a mnie się zeszło. postanowiłam się zdrzemnąć. oczy same mi się zamykały. nie byłam w stanie tego opanować. ległam więc w Art na sofce i w przyjemnej ciszy poddałam się i odpłynęłam.
a na dole się działo. i mnie przy tym nie było :D

ludzie!!! jest wolność słowa. jest w ogóle wolność!!! każdy może pisać, mówić i myśleć co chce. Marcin, nie jesteś niestety szlachetny i prawy. to jak żyjesz sprawia, że stajesz się łatwym tematem do komentowania. żałosna jest twoja rycerska postawa. niczego nie zmienisz. chyba, że samego siebie ;)
życie, życie stary, taki jesteś.
dziwi mnie tylko, że tak Cię to obruszyło. to co mówią ludzie nie powinno Cię obchodzić. przecież masz teraz to czego chciałeś. jesteś szczęśliwy, zacząłeś nowy związek, nowe życie.
zdystansuj się !!!

sobota, 4 lipca 2009

przemeblowanie...

tak jakoś fajnie się zrobiło. na małej sali są wszystkie sofy, przy nich małe stoliczki, można grać w karty, spędzić czas na rozmowach, super. Maciek poprzestawiał meble, bardzo mi się to podoba. dziękuję :)

Kochani!!!
znalazłam paszport! ucieszyłam się jak dziecko, ważny do 2014 roku. super, jadę na wakacje!!!
już euforia, już radość, a tu klops, jadąc dziś do pracy włączam radio, a w wiadomościach informują, że najprawdopodobniej 10 lipca, odbędzie się strajk na Okęciu. dla nie wtajemniczonych - 10 lipca wylatujemy na dwa tygodnie do Włoch, na Sardynię.
jaki syf, jaki kibel!!! kurwa!!! nie zapracowałam sobie? nie zasłużyłam? co jest!!!
nasze pierwsze wakacje od ośmiu lat, i to jakie wakacje!!! i taka wiadomość. na razie nie wpadam w histerię. staram się być spokojna.

robię również przemeblowanie i porządki w mojej głowie. układam. sortuję. dystansuję się. są wydarzenia i ludzie, którzy starają się mi zaszkodzić, ale nie wysilajcie się. co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. mam w dupie to co o mnie mówicie, szanowni wrogowie!!! mam wokół siebie wystarczająco dużo przyjaciół, żeby spać spokojnie (choć ostatnio snu mam niewiele :D).
i jeszcze jedno do tych wszystkich, którzy mają za dużo wolnego czasu i knują, plotkują i mataczą. zajmijcie się pracą. praca uszlachetnia :p

piątek, 3 lipca 2009

uuuu...

ale się porobiło. uuuuu...... ale od początku.
po pierwsze, wczoraj w miarę spokojnie. panowie, Wasze przejście przez podwórko o 3.00 w nocy było urocze. jeden uciszał drugiego, i wyszedł z tego jeden wielki szum. urocze :D ale dziękuje wszystkim za starania. poza tym oczywiście nie mogliśmy się rozstać, najpierw przy barze, później na tym cholernym podwórku i w końcu na Piotrkowskiej, buzi, buzi... no to pa, pa... buzi, buzi... zasnęliśmy z Grubym koło 5.00. a na 8.00 do kawiarni :( uwielbiam Art i Hokusik też, ale chyba jesteśmy zmęczeni.
Maciuś sprzedał mi wczoraj uroczą uwagę -"jak ty wyglądasz, dziewczyno? co ty masz pod oczami? ogarnij się!!!" - uwielbiam Cię. każda kobieta marzy, żeby usłyszeć coś takiego od mężczyzny.

poza tym Michałku, "śpiewać każdy może...", a Twój utwór, (muzyka, tekst i wykonanie), który znalazłam na Twoim blogu, rozbawił mnie rano do łez :D . mnie i Grubego. ale są też tacy którzy strzelili tzw. focha :) oj będziesz się tłumaczył. chyba nie wszystkim czytelnikom Twojego bloga, podobają się treści tam zamieszczane. cóż, życie! taki jesteś ;)

a dziś w Art dzień miętowy. zieleniak.
wieczorem Hokusik będzie tętnił życiem, mam nadzieję. zapraszam na krówkowe B52, i inne wynalazki z rąk moich uroczych barmanów.
a może do wieczora wymyślę jeszcze jakieś atrakcje ;)

czwartek, 2 lipca 2009

interwencja

śpiewająco dotarliśmy do 3.30 rano. lokatorzy rozpoczęli z nami wojnę. była policja, która odnotowała upomnienie i muzyka została wyciszona, spisali moje dane i rozstaliśmy się. mam nadzieję, że na długo. albo na zawsze. choć przyznam, że byli całkiem przystojni.

a dziś rano pielgrzymki do Art, oczywiście z pretensjami. bo chodzą, bo śpiewają, bo tu jakieś auto ktoś zostawił... rzygać mi się chce.
ale nie zamknę tego. nie zamknę i koniec. trochę się podenerwuję, trochę popłaczę, ale nie zamknę i już.

dziękuję wszystkim, że byli w takim pięknym składzie wczoraj na karaoke, choć zabrakło Mareczka, i ten brak bardzo dotkliwie odczułam. Mareczku - tęsknię :), a Promyczek jak tęskni !!!
dziś zapraszam na karty i sziszę. Marku będzie bez ekscesów, więc może się skusisz?

środa, 1 lipca 2009

apel

ludzie, ludzie. pomówienia, knucie, ble, ble, ble... za głośno, za gejowsko, bo chodzą, bo gadają, bo istnieją. masakra!!! ale staram się być gdzieś obok tego. mam gorsze zmartwienia.

jednak mały apel do Was. przechodząc przez podwórko starajcie się być cicho. Wam to lata koło nosa, a ja obrywam po głowie. bardzo Was proszę, żeby nie było problemów. żeby nie mieli do czego się przyczepić. to dla naszego wspólnego dobra. dziękuję.

a poza tym przypominam o dzisiejszym śpiewaniu. Marku, Maćku i Michale !!! - liczę na Was :)